niedziela, 21 grudnia 2025

Moralność alkoholików w PL

Dostałem e-mail od Józefa D. nieznanego mi alkoholika. Opisał w nim pewną sytuację i zaproponował, żebym tę historię jakoś wykorzystał. Zastanawiałem się nad tym dwa dni i ostatecznie postanowiłem zamieścić jego e-mail w całości. Usunąłem jedynie adres konta na FB.
--------------------
Witaj Meszuge serdecznie!

Facet zaprosił mnie do znajomych na Facebooku. Zwykła sprawa, nic nadzwyczajnego. To wchodzę na jego profil (imię i nazwisko, prawdziwe lub zmyślone) i widzę, że pisze jakieś rzeczy na temat alkoholizmu, terapii i AA. Fajnie – pomyślałem – będzie z kim pogadać. Jednak najpierw zacząłem czytać. Po lekturze dwóch-trzech wpisów postanowiłem nie podawać jego personaliów, a tylko inicjały: M. S. Nie po to, by chronić jego anonimowość, ale żeby poważnie zaburzonemu alkoholikowi nie robić reklamy.

Pierwsze, co mnie uderzyło, to nieznane źródło tych tekstów i cytatów, a jeśli nawet czasem jest podane, to nie wiadomo, kto to tłumaczył. Wydaje się jednak, że większość treści spłodził sam M. S.

Drugie, to jakieś kompletne bzdury, na przykład: „Pod koniec 1938 i na początku 1939 roku maszynopis krążył między Akron i Nowym Jorkiem. Przeczytało go około czterystu trzeźwych alkoholików…”. Skąd się wtedy wzięło czterystu trzeźwych alkoholików??? Bill pisał w podtytule WK o stu mężczyznach i kobietach, a i to mocno przesadził. Prawdę mówiąc wydawało mi się początkowo, że facet się po prostu pomylił i zamiast 40 napisał 400.

Zapytałem wtedy tego M. S. nieco żartobliwie, czy Bill kłamał zaniżając liczbę trzeźwych alkoholików, czy może jednak tych czterystu, to osobisty wymysł M. S. ? I wtedy się zaczęło. M. S. usunął mój komentarz i starał się poprzez kłamstwa, pomówienia i oskarżenia, zablokować mi konto na FB. Z weryfikatorami Facebooka załatwiłem to w dwie minuty, ale obrzydzenie do takiej postawy i zachowania zachowam na długo.

Chcesz, to czytaj bzdurne wymysły M. S. ale uważaj z komentarzami. Jeśli twój wpis nie spodoba się właścicielowi profilu, to możesz spotkać się z fałszywymi oskarżeniami i szczuciem, ale jeśli jeszcze nie będziesz umiał szybko, po angielsku, wyjaśnić sprawę pracownikom FB, to możesz stracić dostęp do swojego konta.

Meszuge, obaj obracamy się w tym środowisku już dość długo – czy dziesięć i więcej lat temu, też roiło się tu od kłamliwych, mściwych szuj?

Pogody Ducha - Józef D.


------------------------
E-mail zostawię bez komentarza. Uprzedzam też, że mój blog to nie platforma ogłoszeniowa – ten przypadek jest wyjątkiem. Ale mam pytanie. W „Przekaż dalej” natrafiłem na stwierdzenie: „Najwcześniejszy szkic Dwunastu Kroków, napisany przez Billa tego wieczoru, zaginął. Oto przybliżona rekonstrukcja tej pierwszej wersji…” i tu Dwanaście Kroków w wersji podobnej do znanej starszym z poprzedniego wydania WK. Czy mam rozumieć, że nie znamy 12 Kroków w wersji Billa tylko jakąś przybliżoną rekonstrukcję? Wie ktoś może, kto dokonał tej przybliżonej rekonstrukcji?

piątek, 12 grudnia 2025

Trzeba uważać na fanatyków

Powiadali, że kiedy Arabowie plądrowali Aleksandrię, zwycięski przywódca wojskowy Amru ibn Al-as zapytał kalifa Umara, co zrobić z książkami. Władca odpowiedział: „Jeśli księgi zawierają to samo co Koran, są bezużyteczne. Jeśli jest w nich coś innego, to są szkodliwe. W każdym przypadku spalić”.
Dziś uważa się, że winnymi spaleniu księgozbiorów byli chrześcijanie, przeciwni teorii heliocentrycznej głoszonej przez Arystarcha z Samos, ale to już zupełnie inna historia. Bo przede wszystkim jest to znakomity przykład narodzin fanatyzmu, religijnego lub innego. Aroganckie przekonanie, że jedna książka zawiera całą prawdę, jest źródłem ignorancji i zawsze rodzi zło. Biblia, Koran, Czerwona Książka Mao, „Mein Kampf”…

Sfrustrowany robotnik przychodzi na skargę do kierownika Urzędu Pracy.
– Panie kierowniku, w swojej pracy ja tylko kopię doły, ale mam już tego dosyć i chciałbym zmienić pracę. Jednak pana podwładni oferują mi zawsze tylko takie samo zajęcie, kopanie dołów, a ja na pewno nadawałbym się też do innej pracy, może biurowej?
– A jakie ma pan kwalifikacje i wykształcenie? – pyta kierownik zaskoczony informacją w dokumentach, że petent ma wykształcenie niepełne podstawowe.
– Skończyłem pierwszą klasę szkoły podstawowej – z dumą odpowiada robotnik.
– A nie wpadło panu do głowy, że Elementarz to trochę mało – delikatnie pyta kierownik – bo do pracy biurowej potrzebna jest też znajomość gramatyki, ortografii, koniugacji, interpunkcji, deklinacji?
– Nieprawda – twardo stwierdza robotnik – gdyby te całe deklinacje, koniugacje i inne takie wymysły były potrzebne, to zostałyby zawarte w Elementarzu, a tam nic takiego nie ma.
– Zgadza się, nie ma – kierownik stara się być ugodowy – tego typu wiedza pojawia się w podręcznikach do kolejnych klas.
– Może i tak, ale w Elementarzu nigdzie nie napisano, że zawarta w niej wiedza, nie wystarczy. Nie napisano, że niezbędne będą też inne podręczniki. A stąd wniosek, że nic więcej potrzebne nie jest. To tylko ludzie sobie wymyślili to wszystko, żeby zarobić na innych podręcznikach. Prawda jest taka, że w Elementarzu jest wszystko, co potrzebne do poznania języka polskiego, a tym samym pracy w biurze. I ja to wszystko znam!

Byłoby to pewnie szalenie zabawne, można byłoby boki zrywać ze śmiechu, gdyby nie pewne wydarzenia. Spotkałem w życiu (niekoniecznie osobiście) 3-4 alkoholików, którzy właśnie upierali się, że książka „Anonimowi Alkoholicy” zawiera absolutnie wszystko, co potrzebne, by wyzdrowieć z alkoholizmu. Że członkowie AA przez prawie dziewięćdziesiąt lat niczego się nie nauczyli, nie zdobyli żadnych nowych doświadczeń, a świat nie zmienił się w żaden sposób.

Kilka faktów.
1) Kiedy Bill W. pisał swoją książkę alkoholików nazywanych później anonimowymi było 78-83 sztuki. Większość z nich miała po kilka-kilkanaście miesięcy abstynencji. Bill nie pił wtedy od grudnia 1934, a pisać zaczął w marcu lub kwietniu 1938, czyli miał wtedy ok. cztery lata abstynencji. Doktor Bob o pół roku mniej. Doświadczenie osiemdziesięciu osób, z których wielu wróciło do picia, to dość skromna baza. Książkę wydano w kwietniu 1939 r. Trzeba tu pamiętać, że oryginał uległ pewnym przeróbkom, których dokonał niealkoholik: Ostatecznej redakcji książki dokonał Tom Uzzell, wykładowca New York University. Skrócił on tekst co najmniej o jedną trzecią (niektórzy twierdzą, że o połowę – z ośmiuset do czterystu stron) i uczynił go bardziej wyrazistym [1].

2) Początkowo Bill pisał opierając się na programie sześciu-siedmiu punktów. Dowodem na to jest brak jakiegokolwiek rozdziału dotyczącego Kroku Drugiego oraz analiza tekstu przed i po V Rozdziale. Za to dwa razy mowa jest o Kroku Trzecim:
Zyskawszy owo przekonanie, znaleźliśmy się na etapie Trzeciego Kroku [2].
Znaleźliśmy się na etapie Trzeciego Kroku [3].

3) Bill przystąpił do pisania V rozdziału WK (tego zawierającego Program) w grudniu 1938 roku; wtedy też powstało Dwanaście Kroków. W takim razie kogo niby dotyczyło stwierdzenie: A oto kroki, które postawiliśmy i które są sugerowanym programem powrotu do zdrowia [4], skoro autor wymyślił dwunastokrokowy program z pół godziny wcześniej?

Dwa niezwykle ważne cytaty dotyczące Billa Wilsona: …nie wahał się nagiąć nieco faktów w celu osiągnięcia efektu [5].

Przede wszystkim jednak uważał, że czynnikiem utrwalającym jego depresję było to, że nie udało mu się przepracować Kroków AA. W ten sposób jego i tak bolesna depresja pogłębiana była dodatkowo przez poczucie winy. Pisał: „W związku z tym czułem się winny. Pytałem sam siebie, dlaczego, przy tych wszystkich moich osiągnięciach, musiałem być wystawiony na takie rzeczy. Kiedy indziej obwiniałem się za to, że nie potrafię stosować programu w niektórych dziedzinach życia [6].

4) Bill Wilson prawdopodobnie zdawał sobie sprawę z licznych niedomagań Wielkiej Księgi, zaczął więc pracę nad książką „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji. W 1952 roku napisał do ojca Dowlinga: Problem z Krokami polega na tym, jak rozwinąć je i pogłębić zarówno dla nowicjuszy, jak i dla weteranów. Jest tyle punktów widzenia, że trudno je wszystkie na raz uwzględnić [7].

5) A skoro mowa o słabościach Wielkiej Księgi…
a) brak konkretnych wskazówek, jak postawić Krok Drugi albo jak osiągnąć gotowość w Kroku Szóstym.

b) sprzeczne informacje: raz mowa jest o wyzdrowieniu z alkoholizmu, a raz, że to nie jest możliwe:
„Nie wyleczyliśmy się z alkoholizmu” [8].
„Jesteśmy jak ludzie, którzy stracili nogi, nowe nigdy nie odrosną” [9].
„Widzieliśmy, wciąż i wciąż, tę samą prawdę: „Kto raz stanie się alkoholikiem, pozostanie nim na zawsze” [10].
„Głównym celem tej książki jest precyzyjne pokazanie innym alkoholikom, w jaki sposób wyzdrowieliśmy” [11].

c) cudaczne stwierdzenia:
,,Jeśli zapytacie go, dlaczego zaczął pić podczas ostatniego ciągu" [12]. 
U alkoholików najpierw jest ciąg, a dopiero później zaczynają pić, naprawdę?

„Pragniemy Cię zapewnić, że z chwilą, gdy udało nam się odrzucić nasze uprzedzenia i wykazać jedynie samą wolę uwierzenia w Siłę większą od nas samych, zaczęliśmy osiągać rezultaty. Stało się tak, chociaż żaden z nas nie potrafił w pełni określić ani pojąć tej Siły, która jest Bogiem” [13]. 
Wychodzi na to, że każda Siła większa niż nasza własna (Bill proponował, żeby agnostycy podstawili tu Wspólnotę) jest Bogiem – ups!

Dziwolągów i błędów jest w tej książce znacznie więcej, choćby pomysł, żeby wybaczać ludziom urojone krzywdy, ale wyliczanie ich zajęłoby zbyt dużo czasu.

d) manipulacja gramatyką, a konkretnie udawanie, że rozdział Do żon, napisała kobieta.

Co ostatecznie sądzę o Wielkiej Księdze, jak ją oceniam?
Taka publikacja była bardzo, bardzo, bardzo potrzebna. W latach czterdziestych ubiegłego wieku alkoholizm nie był chorobą, ale jakąś słabością moralną; dżentelmeni tak się nie zachowywali. Określenie „alkoholik” nie było diagnozą, ale pełnym pogardy wyzwiskiem. Natomiast napisana i wydana była zdecydowanie za wcześnie – tych kilkudziesięciu alkoholików nie miało jeszcze dostatecznych doświadczeń, żeby na tak poważne dzieło się porywać, ale co zrobić, Bill W. i jego żona rozpaczliwie potrzebowali pieniędzy. Myślę, że właśnie to tempo spowodowało rozliczne sprzeczności, zwykłe błędy i fragmenty, delikatnie mówiąc, nieprzemyślane. Specjalnie pominąłem sprawę przekazania drukarni pokreślonego maszynopisu, bo to pewnie wszyscy znają i może takich rewelacji wystarczy.
Publikacja książki „Dwanaście Kroków i Dwanaście Tradycji” (czerwiec 1953), poza prezentacją Tradycji AA, oferowała znacznie pełniejszy opis stawiania Kroków, ale też doświadczenia około stu tysięcy alkoholików.

Wersja przekazana drukarni?

Jeśli w podręczniku do rachunków do pierwszej klasy podstawówki nie ma całek, to nie znaczy, że są one niepotrzebne, albo że nie istnieją. Jeśli w Wielkiej Księdze brak sugestii dotyczących stawiania niektórych Kroków, to nie znaczy, że tak właśnie ma być, ale że w rodzącej się Wspólnocie brakowało jeszcze konkretnych doświadczeń, że grzebał w tej książce niealkoholik i sporo usunął, że tempo pisania spowodowało błędy i sprzeczności, że w efekcie książka jest niepełna i niewystarczająca. Zapewne dlatego w USA wydana została nowa wersja „Anonimowych Alkoholików”, napisana prostym językiem i – mam nadzieję – bez tylu błędów.

Rozumiem fanatycznie nastawionych alkoholików, którzy poznawali Program w jakiejś uproszczonej, powierzchownej wersji i teraz bardzo boją się, że musieliby coś nadrabiać, poprawiać, uzupełniać, więc taką potrzebę agresywnie negują, tworząc cudaczne teorie (na przykład, że WK jest święta, idealna, nie zawiera żadnych sprzeczności), ale… Ale wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem. Jeszcze pal diabli, że alkoholik chce żyć po swojemu i – jako szalejąca samowola – nie słucha nikogo, bo poważniejszym problemem jest przekazywanie i wmawianie fanatycznych fantazji i przekonań innym alkoholikom, nowicjuszom.

Dawno temu napisałem, ale powtórzę, bo to nadal uważam za aktualne: Jeśli w temacie trzeźwienia ktoś mówi ci, że powinieneś robić więcej, bardziej się przyłożyć, to słuchaj go uważnie, bo bardzo możliwe, że ma rację. Jeśli ktoś twierdzi, że robisz za dużo, że za bardzo się starasz, że wcale tyle nie potrzeba – nie zwracaj na niego uwagi, bo tacy ludzie w rzeczywistości wcale nie mają na myśli dobra twojego, twojej rodziny, twojej trzeźwości, duchowego rozwoju i powodzenia w różnych sferach życia, a jedynie bronią własnej bylejakości, miernoty i lenistwa.




---
[1] „Przekaż dalej”, wyd. Fundacja BSK, 2013, s. 219.
[2] „Anonimowi Alkoholicy”, wyd. Fundacja BSK, wydanie z 2018 roku, s. 60.
[3] Tamże, s. 63.
[4] Tamże, s. 59.
[5] „Przekaż dalej” , wyd. Fundacja BSK, 2013, s. 257.
[6] Tamże, s. 322.
[7] Tamże, s. 380.
[8] „Anonimowi Alkoholicy”, wyd. Fundacja BSK, wydanie z 2018 roku, s. 86.
[9] Tamże, s. 30.
[10] Tamże, s. 33.
[11] Tamże, s. XIX.
[12] Tamże, s. 23.
[13] Tamże, s. 46.

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Refleksje na temat piramidy

Podczas Międzynarodowej Konwencji w St. Louis (1955 r.) Bill Wilson przekazał władzę nad Wspólnotą w ręce jej samej, to jest wszystkich grup AA. W tym czasie anonimowych alkoholików na ogromnym terytorium Stanów było zapewne ponad sto tysięcy, więc oczywiste było, że demokracja bezpośrednia nie wchodzi w grę. Podczas tej samej Konwencji grupy (Wspólnota) przekazały znaczącą część swoich uprawnień Konferencji Służby Krajowej (posługuję się tutaj terminologią polską). Tak zaczęła tworzyć się demokracja przedstawicielska (pośrednia). W głosowaniach, w podejmowaniu decyzji na szczeblu krajowym, nie brali udziału wszyscy alkoholicy z AA, ale ich przedstawiciele wybrani w demokratycznych wyborach.
Demokracja bezpośrednia (głosują wszyscy) może sobie funkcjonować na poziomie grupy, 20-30 osób, ale już na spotkanie intergrup, grupa wybiera i wysyła swojego przedstawiciela, reprezentanta, czyli mandatariusza. Dalej jest tak samo.

Konferencja, której Wspólnota przekazała władzę, zbiera się raz lub dwa razy w roku, a wiele decyzji trzeba podejmować znacznie szybciej i częściej, nie można z nimi czekać aż tak długo. Tak więc Konferencja delegowała/przekazała istotną część swoich uprawnień Powiernikom, a ci Radzie Powierników. Chodziło po prostu o sprawne, płynne działanie.
Na potrzeby formalno-prawne (sama Wspólnota nie ma osobowości prawnej) Anonimowi Alkoholicy powołali fundację Biuro Służby Krajowej.

Czy i ewentualnie kiedy struktura AA była rzeczywiście odwróconą piramidą i największą władzę miały grupy? Ano, podczas Międzynarodowej Konwencji w St. Louis (1955 r.), kiedy to Bill przekazał władzę grupom, tym samym odbierając ją weteranom, ale te jeszcze nie przekazały swoich uprawnień Konferencji. Nie trwało to długo, może kwadrans, może z godzinę.


Czy Polską rządzą wszyscy obywatele kraju? Choć żyjemy w państwie demokratycznym, to wiadomo chyba, że to zbyt wielu ludzi, by mogli rządzić osobiście i bezpośrednio, więc powstał system demokracji pośredniej – obywatele rządzą, ale… przez swoich przedstawicieli, posłów i senatorów. Ci z kolei, spotykający się w Sejmie i Senacie, delegowali swoje uprawnienia i władzę prezydentowi, premierowi, Radzie Ministrów itd. To zapewne rzecz oczywista i znana. Władza dzieli się na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, ale to już sprawa dalsza. Podobnie jak tematyczne zespoły powiernicze.
Czy komukolwiek przyszłoby do głowy twierdzić, że struktura władzy w państwie jest odwróconą piramidą i najwięcej władzy mają ludzie, a najmniej prezydent, Sejm i Senat?

Popularne powiedzenie mówi, że każdy chciałby zjeść ciastko i mieć ciastko, ale to się po prostu nie da. Jeśli komuś coś się dało/przekazało, to już się tego nie ma samemu. Jeżeli przekazałam, oddałem, delegowałem władzę, to ja już nią nie dysponuję – proste.

Czy obywatele kraju, rodzina lub grupy AA muszą delegować każdą władzę, pozbyć się możliwości podejmowania jakichkolwiek decyzji? Oczywiście – nie. Rodzina może zdecydować, czy w weekend malować pokój czy porządkować działkę. Grupa AA może samodzielnie zdecydować, czy zawiezie ulotki na detoks w Pierdziszewie, czy w Wólce, a może w ogóle. Decyzje ważniejsze, dotyczące całego narodu, całej Wspólnoty, podejmują ci, którym takie prawo przyznaliśmy.

Powtórzę – jest to normalny i powszechny model demokracji pośredniej, to jest przedstawicielskiej. Nie ma w nim niczego złego. Niewłaściwe może być za to udawanie, że piramida nadal jest odwrócona, że bezpośrednią władzę sprawują grupy/rodziny. Po co robić coś takiego? Zapewne z powodów marketingowych – dzięki takim pomysłom czujemy się wyjątkowi i szczególni. Jednak w ten sposób okłamujemy sami siebie. Tak, tylko sami siebie, bo nie ma się co łudzić, struktura AA nie interesuje nikogo spoza członkami AA i to nie wszystkimi.

Obecnie, w związku z demokracją przedstawicielską, bo przecież nie bezpośrednią, wygląda to dokładnie tak:


środa, 3 grudnia 2025

Jak to jest z tą naszą wolą?

W Wielkiej Księdze (wydanie z 2018 roku, s. 86) znalazłem coś w rodzaju zalecenia Billa Wilsona:

Każdego dnia musimy wnosić wizję woli Bożej do wszystkich naszych działań. „Jak mogę Ci służyć najlepiej – bądź wola Twoja (nie moja)”. Takie myśli muszą nam stale towarzyszyć.

Zastanawiałem się, skąd pochodzi cytat umieszczony w cudzysłowie. Bo jeżeli zastosowano cudzysłów, to wiadomo, że jest to cytat z jakiegoś innego dzieła. Przyznam od razu, że nie znalazłem żadnego źródła, z którego miałyby pochodzić słowa: „Jak mogę Ci służyć najlepiej – bądź wola Twoja (nie moja)”. Jeśli ktoś zna, to proszę o informację. Także jeśli wynika to z innych powodów. Jednak nie to jest w tej chwili najważniejsze (https://sjp.pwn.pl/sjp/cudzysłów;2449702.html).

Przede wszystkim ciekawi mnie, skąd u niektórych alkoholików nieomalże fanatyczna walka z własną wolą. Bóg dał ludziom wolną wolę mocą Drugiego Przymierza, a teraz niektórzy próbują negować wartość tego daru, uciekać od niego. Nie rozumiem tego w przypadku alkoholików rzekomo trzeźwych i rzekomo chrześcijan.

W czasach picia, moje pomysły rzadko okazywały się korzystne czy sensowne. Wtedy zapewne ostrożne podejście do wytworów własnej woli było zrozumiałe i uzasadnione. Bezpieczniej było posłuchać kogoś innego, na przykład sponsora, niż własnej chorej głowy. Ale przecież w końcu wytrzeźwiałem. Co niby niewłaściwego miałoby być teraz w mojej woli?

W Ewangelii św. Łukasza mamy znany fragment:
A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. [Łk 22,41-43]

Chodzi o modlitwę Jezusa w Ogrodzie Oliwnym. On już wie, że będzie musiał potwornie cierpieć i ponieść straszną śmierć. Tym kielichem jest właśnie, droga krzyżowa, tortury, agonia i śmierć na krzyżu. Ta część, która w Nim jest ludzka, boi się tego cierpienia, co chyba jest zupełnie naturalne i w pełni zrozumiałe. Jednak Jezus, bezwzględnie posłuszny Ojcu, na ów kielich (męczeństwo) się godzi, choć może bez entuzjazmu.
Ten jeden jedyny przykład, kiedy Syn Człowieczy bardzo delikatnie sugeruje Ojcu zmianę decyzji, godząc się od razu i na to, że ważniejsza jednak jest wola Boga i to ona powinna zostać zrealizowana, dotyczy Jezusa (a nie Anonimowych Alkoholików) oraz szczególnej sytuacji – zagrożenie życia, męczarnie – a nie każdej sytuacji.

Czasem o kimś mówi się, że próbuje być bardziej święty od papieża, ale najwyraźniej to głupstwo, bo zdarzają się alkoholicy, którzy chcieliby być bardziej święci od Jezusa.

Moją wolę, jeśli ją wprowadzę w czyn, zrealizuję, oceniać się będzie po jej efektach. Nigdzie nie jest powiedziane, że jest ona zła tylko dlatego, że jest moja. Jeżeli chciałbym być prawym, przyzwoitym człowiekiem, to tak nie ma być, bo to przecież moja wola, a ta – z założenia – jest zła i nie powinna się realizować w praktyce? Jeśli wolą moją jest uczestnictwo w niedzielnej mszy, to lepiej, żebym się tam nie wybierał, bo to przecież ta moja zła wola, czy tak? Dziwaczne to…

A więc: poznacie ich po ich owocach [Mateusza 7:20] – w taki sposób można bezpiecznie oceniać czyjąś lub własną wolę. Tworzenie jakichś cudacznych teorii, z których miałoby wynikać, że wola każdego człowieka jest zła z zasady, nie ma chyba nic wspólnego z sugestią: zachowajmy to w prostocie. Jako alkoholik powinienem wyrzekać się samowoli, bo to ona jest moim problemem, a nie wolna wola, zwłaszcza od momentu skorelowania jej z wolą Boga (Krok Jedenasty).


To, co napisałem w tym artykule, odnosi się głównie do chrześcijaństwa, może nie dotyczyć sekt lub innych religii.

środa, 26 listopada 2025

Mój sponsor świadczy o mnie

Moim sponsorem jest alkoholik, którego sponsorem jest alkoholik, który miał sponsora, który był obecny na spikerce alkoholika, którego sponsorem był podopieczny doktora Boba. Bywa też krócej i to już sam słyszałem: jestem piątym pokoleniem od doktora Boba. Linie i genealogie sponsorskie zupełnie jak linie dynastyczne rodzin królewskich lub książęcych. Do tego uraza i święte oburzenie, jeśli ten sponsorski rodowód nie wzbudza należnego szacunku i podziwu.
Mało brakowało, żebym załapał się i ja.

Historia osobista jednego z moich sponsorów była zamieszczona w Wielkiej Księdze. Prawdopodobnie chwaliłbym się tym i chełpił, gdyby działo się to w innych czasach. Wtedy z pełnym przekonaniem powtarzane były w naszym środowisku hasła: nikt mi nie będzie mówił, co mam robić, na co mi sponsor, skoro w AA nie wolno mieć autorytetów, sam siebie znam najlepiej, więc najlepiej wiem, co jest dla mnie dobre, a co będzie z tobą, jak twój sponsor wróci do picia? alkoholik/sponsor, który innym udziela jakichś rad czy sugestii, powinien się zgłosić do poradni odwykowej, bo na pewno ma nawrót itp. Więc nie przechwalałem się, bo sponsorowanie i sponsorzy nie mieli wtedy w Polskiej wersji AA, dobrych notowań.

Minęło sporo czasu, ocena służby sponsora zaczynała się zmieniać, ale dla mnie było już za późno – chwalić się historią osobistą sponsora z WK nie mogłem, bo okazało się, że to nie jest jedynie słuszne wydanie „Anonimowych Alkoholików”, więc wartość tamtych historii osobistych spadła do zera.

Jednak przede wszystkim i to od dawna pomagało mi już w życiu powiedzenie, które dla siebie ukułem, coś w rodzaju skrótu myślowego: moje postępowanie świadczy o mnie, twoje postępowanie świadczy o tobie. Może wydawać się ono banalne, ale pomagało mi, a czasem nadal pomaga, szybko rozeznać się w sytuacji. Wynika też z niego dobitnie, że o mnie świadczy moja postawa życiowa, moje zachowanie i postępowanie, a nie przekonania czy życie sponsora (albo sponsora sponsora, sponsora). Działa to także w drugą stronę – sposób życia lub przekonania sponsora, nie stanowią usprawiedliwienia moich poczynań. Ale to sponsor tak mi powiedział! Może i tak, ale co z tego? Czasem wyjaśnienie bywa przydatne dla zrozumienia, co, jak i dlaczego się stało, ale najważniejsze jest to, że wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem.

Kilka lat później albo, jak kto woli, kilkanaście lat temu, pojawili się alkoholicy, budujący swoją wartość na tych sponsorskich genealogiach. Wielu z nich naprawdę zdawało się wierzyć, że jeśli nawet rzeczywiście są którymś tam pokoleniem od doktora Boba, to bardzo dobrze świadczy o nich samych (sic!). Może nawet nadal gdzieś w środowisku AA tacy funkcjonują. Ciekawiło mnie zawsze, że nikt nie rwał się, do szukania rodowodu i sponsorskiego pokrewieństwa z Billem W. Prawdopodobnie dlatego, że Bill nie zrealizował w swoim życiu wszystkich Kroków.

„Przede wszystkim jednak uważał, że czynnikiem utrwalającym jego depresję było to, że nie udało mu się przepracować Kroków AA” [„Przekaż dalej”].


Bez względu na to, jak znanym AA-owskim celebrytą był mój sponsor, poziom mojej trzeźwości i rozwoju duchowego należy oceniać po mojej postawie, moich zachowaniach, przekonaniach, relacjach z innymi ludźmi, moich działaniach i zaniechaniach. Także po poziomie uczciwości wobec siebie samego i innych ludzi, na przykład nowicjuszy w AA. Czy rzeczywiście wierzę, że jestem kimś lepszym, bo miałem znanego sponsora? Można też zadać jeszcze bardziej wredne pytanie: czy ty sam naprawdę nie zrobiłeś w swoim życiu zupełnie niczego dobrego czy wartościowego, skoro możesz się pochwalić tylko sponsorem?

sobota, 8 listopada 2025

Naturalna ewolucja relacji

Podczas terapii odwykowej, a później także w AA, nauczyłem się źle oceniać znajomości, opierające się na wspólnym piciu. Nie rozmyślałem wtedy o tym, a jedynie, jak my wszyscy, powtarzałem z drwiącą pogardą, że to były całkowicie bezwartościowe znajomości, a ludzie z którymi piłem, nie byli prawdziwymi kolegami/przyjaciółmi. I nawet pozornie wydawało się to sensowne – skoro trzymaliśmy się razem tylko do czasu, kiedy nie przestałem pić; później te relacje po prostu same się jakoś rozlazły, bo nawet nie musiałem – jak radzili terapeuci – w dramatyczny sposób ich zrywać. Prawdziwi przyjaciele i wartościowe relacje miały być tylko na bazie terapii i AA. Miały też być trwałe, to bardzo ważne.

Później wytrzeźwiałem, co oznacza między innymi, że zacząłem widzieć świat, życie, relacje międzyludzkie, przez pryzmat faktów oraz zgodnie z rzeczywistością, a nie tylko poprzez terapeutyczno-mityngowe okulary. Zacząłem mieć przekonania zbudowane na wiedzy i doświadczeniu, a nie przekonania zamiast wiedzy i cudzego często doświadczenia.

Postanowiłem przejrzeć całe swoje życie pod kątem znajomości, ich podstaw i trwałości. Wyszło mi, że…
a) Nie utrzymuję ani jednej relacji z kimkolwiek, z kim chodziłem do szkoły podstawowej przez lat osiem. Związki z ludźmi ze szkoły były bezwartościowe, a szkoła, jako miejsce ich powstawania, bezsensowna?

b) Mniej więcej rok po maturze nie utrzymywałem już żadnych przyjaźni zawiązanych przez pięć lat technikum. Przez kilka lat zamienialiśmy grzecznościowo kilka zdań, gdy przypadkowo spotkaliśmy się na ulicy, ale nie umawialiśmy się, nie dzwonili do siebie, nie spotykaliśmy się celowo. Czy związki z ludźmi z technikum były bezsensowne, a szkoła średnia, jako miejsce ich powstawania, bezwartościowa?

c) Znajomi i koledzy z ponad dwuletniej służby wojskowej. Zniknęli z mojego życia kilkanaście dni po powrocie do cywila. Czyżby wszystkie te relacje były tak kompletnie beznadziejne?

d) Z trojgiem, może czworgiem przyjaciół z firm, w których pracowałem, spotykałem się około 5-7 lat po moim lub ich odejściu z pracy. Później znajomości te zdechły, jakoś tak, same. Dziesięć i więcej lat po zmianie firmy nie mieliśmy już sobie zbyt wiele do powiedzenia, a w końcu nic. Związki te były zupełnie bezwartościowe?

e) Wspólnota AA nadal jest obecna w moim życiu, tak więc znajomości, które tutaj powstały, trudno jest w tym zestawieniu rozpatrywać.

Wniosek: bliższe relacje międzyludzkie, więzi, przyjaźń, koleżeństwo itp. trwają tak długo, jak długo aktywny jest czynnik lub okoliczność, która je umożliwiła, czyli szkoła, praca, wojsko, klub, więzienie, jakaś wspólna pasja, na przykład sport lub wędkarstwo. Bez tego czynnika większość znajomości zwyczajnie umiera. I to jest normalne i naturalne, choć nie musi mi się podobać. Ale przede wszystkim, nie świadczy to, że wszyscy ci ludzie lub okoliczności, które nas zetknęły, były beznadziejne i bezwartościowe. Przyjaźnie trwałe, funkcjonujące mimo zmian, jakie w nas i naszym życiu z czasem nastąpiły (inna firma, inne miasto, inne zainteresowania, inne związki) uważam za bardzo, bardzo rzadkie.

Stare, wysoce problematyczne powiedzenie mówiło, że AA jest jak mafia, kto odchodzi – ginie. Porównanie AA do grupy przestępczej nie trzyma się kupy, zastraszanie, że jak odejdziesz od AA, to zdechniesz marnie, też jest nadużyciem, ale jeden element może zawierać ziarnko prawdy: kto odchodzi od środowiska Wspólnoty, powoli ginie z pola widzenia tych, którzy tu zostali; przyjaźń, koleżeństwo, bliskość, powoli wygasają. Nie świadczy to źle ani o Wspólnocie, ani o alkoholikach, którzy w jakimś momencie życia postanowili jego resztę budować na innych już fundamentach. Jeśli jednak jakieś znajomości przetrwały, to super, tylko się cieszyć.

Wreszcie zrozumiałem i pogodziłem się z tym, że niektórzy ludzie, i to raczej większość, są nam dani tylko na pewnym etapie życiowej podróży, a nie dożywotnio, nie na zawsze. Nauczyłem się cieszyć i z tego, zamiast z goryczą lamentować za czymś, co się skończyło – w zapewne naturalny sposób.