piątek, 12 kwietnia 2024

Zdolność do zmian i rozwoju

Spotkałem się z prośbami, żebym jakoś spowodował wznowienie książki „Krok za Krokiem”. W końcu mi się to udało, choć w sposób, który technicznie nie do końca mnie satysfakcjonuje, ale mniejsza z tym. Żeby ewentualnie udostępnić trzecie wydanie tej książki, musiałem dokładnie przejrzeć i zaktualizować całą jej treść. Podejrzewałem, że może się ona okazać tak bardzo nieaktualna i niedzisiejsza, że łatwiej będzie napisać nową książkę, niż poprawiać stare wydanie.

Pierwsze wydanie „Alcoholics Anonymous: The Story of How Many Thousands of Men and Women Have Recovered from Alcoholism” ukazało się w USA w 1939 roku. W środowisku Anonimowych Alkoholików książka ta nazywana jest potocznie Wielką Księgą (ang. The Big Book, polski skrót: WK), co należy rozumieć jak najbardziej dosłownie, gdyż wynika z jej pokaźnych wymiarów i znacznej wagi. Mimo wielu prób i pomysłów ta pozycja przez wszystkie te lata nie uległa żadnej znaczącej zmianie. Jest to podstawowy przekaz Wspólnoty, fundament. Zupełnie czym innym są moje książki, bo zbudowane na osobistych doświadczeniach i przeżyciach, w naturalny sposób zmieniają się wraz z upływem czasu. Zresztą, trudno byłoby zakładać, że przez ostatnią dekadę, niczego nowego się nie dowiedziałem, nie nauczyłem, nie doświadczyłem i nie zrozumiałem. Przecież rozwój duchowy jest, a przynajmniej może być, nieskończony.

W czasach zmian świat należy do tych, którzy się uczą, podczas gdy Ci, którzy już się „nauczyli”, okazują się świetnie przygotowanymi do życia w świecie, który już nie istnieje [Eric Hoffer, amerykański pisarz, zajmujący się głównie problematyką filozofii społecznej].

Pierwsze wydanie „Krok za Krokiem” ukazało się w roku 2014. Minęło ponad dziesięć lat, więc można by się spodziewać znaczących zmian w środowisku, w którym bardzo ważna jest podobno otwarta głowa (umysł) i gotowość na zmiany. Wygląda jednak na to, że wartości te, istotne są jedynie teoretycznie i w pustych deklaracjach.
W nowym wydaniu usunąłem dwa teksty, bo dotyczyły określonych wydarzeń sprzed kilku lat – dzisiaj mogłoby być trudno zorientować się młodszym czytelnikom, o co chodzi; dołożyłem ze trzy, uporządkowałem cytaty, wprowadziłem trochę drobnych korekt, na przykład takich, polegających na zamianie „jest” na „było”, co jest chyba oczywiste w związku z upływem czasu. Poza takimi drobiazgami cała reszta okazała się jak najbardziej dzisiejsza i aktualna.
Właściwie to chyba powinno być zatrważające – przez dziesięć i więcej lat nie zmieniło się w tym środowisku nic albo tylko na gorsze*. Obecnie aktualne i nadal omawiane są dokładnie te same tematy, kwestie i problemy, jakimi zajmowaliśmy się kilkanaście lat temu. Także te, które pamiętam sprzed 25 lat. A czy nie z AA pamiętam słowa, że jeśli się nie rozwijamy, nie idziemy do przodu, to właściwie się cofamy?

Na początku XX wieku w powszechnym użyciu były lampy naftowe i świece. Technika przycinania knotów tych lamp i świec była ważna… wtedy. Ale świat nieustannie się rozwija i zmienia. Nie tylko w kwestiach technicznych, choć możliwe, że to jest najbardziej widoczne. Kolejne pokolenia startowały z innego już poziomu wiedzy, umiejętności, doświadczeń itd. i same z kolei przesuwały granice.

Od powstania AA minęły prawie cztery pokolenia, natomiast odnoszę wrażenie, że przez cały ten czas, rozwój czy zmiany są minimalne, powierzchowne, a może wręcz żadne. Czy za istotną i znaczącą zmianę można uznać to, że na niektórych mityngach (niewielu) nie ma już przerwy na papierosa? Jakbyśmy byli, jako całość, kompletnie niezdolni do jakiegokolwiek rozwoju. Do tego rozpaczliwie bronimy się przed najmniejszymi nawet zmianami, choćby wynikały z naszych własnych doświadczeń.

Zastanawiam się w związku z tym, czy to, co się dzieje, a może właśnie nie dzieje, wynika z choroby psychicznej lub umysłowej o nazwie alkoholizm, czy pewnych niedostatków, braków albo słabości samej Wspólnoty…


---
* Gdyby ktoś pytał o te zmiany na gorsze, to za takie właśnie uważam próby przekształcenia AA-owskiego Programu działania w program modlitewno-powierzalny, to jest ewidentnie religijny.

niedziela, 17 marca 2024

Sens szukania dziury w całym

Usłyszałem jak ktoś do kogoś powiedział „nie szukaj dziury w całym”, a zwróciłem na to uwagę tym razem ze względu na ton – była w nim złość i nawet jakby groźba. Zastanowiło mnie to.

Cytat z książki argentyńskiego psychoterapeuty: Jest dla mnie ważne, żeby używać słów w ich rzeczywistym znaczeniu. Dzięki temu zwykle jestem odpowiedzialny za to, co mówię i robię, za to, jaki jestem – za siebie [Jorge Bucay „Listy do Klaudii”].

Cóż się stanie, jeśli szukam dziury w całym, to jest w czymś, co dziury nie ma, czymś sprawnym, niepopsutym, czymś bez wad po prostu? Stracę tylko swój czas, bo skoro jest całe, to żadnej dziury nie znajdę. Tylko dlaczego moim czasem ktoś miałby się przejmować? Zwłaszcza, że komunikat wcale nie był życzliwy, nie wypływał z troski o mnie i mój czas. A co zyskam przez te poszukiwania dziury w całym? Jeszcze większe i dodatkowo na własnym doświadczeniu zbudowane przekonanie, że dziury rzeczywiście nie ma. Proste.
Jeśli jednak takie to proste, to czemu żądanie, żeby nie szukać dziury w całym, tak często jest słyszalne w środowisku AA?

Zastanawiałem się nad tym długo, może nawet cztery minuty, i zrozumiałem, że chodzi o kłamstwa i strach. Choć po prawdzie te kłamstwa też wynikają ze strachu. Jak to wygląda w praktyce? Alkoholik wie lub się domyśla, że to coś, o czym jest mowa, wcale nie jest całe, że ma dziury, że nie działa dobrze, że są błędy, wady, nierzetelność, powierzchowność, bylejakość. Tyle tylko, że boi się, że to może wyjść na jaw. Więc kłamie twierdząc, że wszystko jest w najlepszym porządku, że jest całe i bez wad. Czemu kłamie? Bo może za te wady i braki odpowiada on sam. Ale może być i tak, że jeśli nawet nie on za powstanie dziury odpowiada, to jednak jej odkrycie może spowodować konieczność podjęcia jakiegoś wysiłku, wykonania jakieś pracy, podjęcia działania, a na to, na dodatkową pracę i wysiłek, niewielu alkoholików ma ochotę.

Jeśli masz ochotę, to szukaj sobie tej dziury. Najwyżej stracisz czas, ale też upewnisz się, że jej rzeczywiście nie ma. Natomiast może być i tak, że ją znajdziesz, odkryjesz, a to pozwoli na podjęcie działań naprawczych. Bo tylko jeden rodzaj błędów nigdy nie zostanie skorygowany – błędy ukrywane i zakłamywane.

Ludzie są bardzo przywiązani do swoich przekonań. Nie dążą do poznania prawdy, chcą tylko pewnej formy równowagi i potrafią zbudować sobie w miarę spójny świat na swoich przekonaniach. To daje im poczucie bezpieczeństwa, więc podświadomie trzymają się tego, w co uwierzyli [Laurent Gounelle, „O człowieku, który chciał być szczęśliwy”].

Nie tak samo, ale podobnie, jest z pytaniem: „po co zmieniać coś, co dobrze działa?”, choć to akurat bywa już jawną manipulacją. Taką w stylu zadania maturalnego w ZSRR: kto jest twoim idolem i dlaczego Lenin? Niby pytanie, ale w sumie narzucanie pewnych przekonań. Kto twierdzi, że dobrze działa? Na jakiej podstawie stwierdzono, że dobrze działa? Masz jakąś skalę porównawczą, próbowałeś innych rozwiązań, żeby upierać się teraz, że to właśnie działa najlepiej albo lepiej od wszystkich innych sposobów i metod?
W tym przypadku też chodzi o strach. Alkoholik boi się sprawdzić czy poznać inne rozwiązania, bo jakby okazało się, że można osiągnąć efekty znacznie lepsze, to znowu wymagałoby to podejmowania kolejnego wysiłku, wykonania określonej pracy. Wygodniej jest wmawiać sobie i innym, że dobrze działa, nawet wtedy, kiedy tak naprawdę, działa zaledwie jako tako.

Oszukiwanie samego siebie, bo nie tylko innych ludzi, alkoholikom na dłuższą metę nigdy się nie opłaca – to typowe stawianie na krótkotrwałe zyski zamiast długofalowych efektów.


Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym, będzie ono kierowało Twoim życiem, a Ty będziesz nazywał to przeznaczeniem
[Carl Gustav Jung].


piątek, 1 marca 2024

Trzeźwość czy samopoczucie

Ponad ćwierć wieku temu, doktor Sakaluk, szef opolskich odwykaczy, powiedział mi, że trzeźwość/abstynencję muszę stawiać na pierwszym miejscu w życiu, bo jeśli coś stanie się dla mnie ważniejsze od własnej trzeźwości czy abstynencji, to stracę i to coś, i abstynencję. Nie posłuchałem go, nie uwierzyłem, więc w konsekwencji straciłem dziewczynę, pracę i trzeźwość.

Podczas zajęć grupowych terapii odwykowej i w środowisku AA (Wspólnota pełniła w tamtym okresie rolę poterapeutycznej grupy wsparcia) nasłuchałem się mnóstwo o mechanizmie nałogowego regulowania uczuć i obsesyjnej potrzebie alkoholików, by stale dobrze się czuć i to bez względu na cenę. Nie miałem wątpliwości, że do pewnego czasu piłem, żeby się lepiej poczuć – to była nauka przyswojona na terapii, ale to dzięki rozmowom z Marianem i Fredem (pierwszy i drugi sponsor) zorientowałem się, że nadal poświęcam ważne dobra albo wartości dla zdobycia lepszego samopoczucia.

Choroba psychiczna to unikanie rzeczywistości za wszelką cenę; zdrowie psychiczne to pogodzenie się z rzeczywistością bez względu na cenę (Scott Peck).

Pewnego razu, choć dawno temu, odkryłem, że trzeźwość oznacza (także, wśród wielu innych) zgodę na cierpienie. Po prostu tak skonstruowane jest życie, że raz się udaje, a raz nie, raz się wygrywa, raz przegrywa… Jeśli chcę być trzeźwy, muszę pogodzić się z rzeczywistością, ale oczywiście najpierw ją poznać, i przestać się kopać z faktami. Gdy dzieliłem się tymi obserwacjami ze swojego życia na mityngach, czasem spotykałem się z agresywnym zaprzeczaniem, bo nie, życie takie nie jest i można być stale szczęśliwym, co wypowiadający się alkoholik już właściwie prawie osiągnął. Za pierwszym razem mocno mnie to zaskoczyło, ale za kolejnym uznałem, że po prostu żyjemy w różnych wersjach rzeczywistości.

Ludzie nie godzą się z rzeczywistością, próbują walczyć z uczuciami, które wywołują realne okoliczności. Tworzą wyimaginowane światy na podstawie swoich wyobrażeń, tego, co powinno być i co mogłoby być. Autentyczne zmiany można wprowadzić dopiero wtedy, kiedy się uzmysłowi sobie i zaakceptuje rzeczywistość. Dopiero wtedy możliwe jest jakiekolwiek realne działanie (David Reynolds, amerykański zwolennik japońskiej szkoły psychoterapii Mority).

Do około 2021 roku często wracałem z mityngów zamyślony, strapiony, pochłonięty rozważaniami o tym, co usłyszałem. Okazywało się bowiem, że czegoś nie wiem, nie rozumiem, nie potrafię, a więc znowu muszę w określone działania wpakować sporo wysiłku. Jednak zupełnie mnie to nie dziwiło – przychodziłem przecież właśnie po to, żeby nauczyć się, poznawać, zmieniać, rozwijać, a nie żeby poprawiać sobie samopoczucie.

Od zarania dziejów ludzie osiągali pełnię człowieczeństwa dobrowolnie i samodzielnie stawiając czoła wyzwaniom. Godność i to, co wartościowe, osiąga się za cenę cierpienia (William O`Malley SJ, „Efekt Wow").

Kiedy już minęły epidemie, zamykane albo ograniczane mityngi AA, chodzę na te spotkania rzadziej i może właśnie dlatego (obserwacja z dystansu) zauważam istotną zmianę – najważniejsze stało się dobre samopoczucie, a nie osobisty rozwój i stała duchowa aktywność. Do tego celu (poprawiania nastroju) wystarczy wyuczyć się i powtarzać kilka zaklęć, które nie muszą mieć nic wspólnego z rzeczywistością, ale za to milutko głaszczą ego, przekonują, że żaden problem czy kłopot, który się pojawił, to nie jest moja wina, że to nie ja odpowiadam za cokolwiek, że tak jak jest, jest właśnie dobrze i tak ma być, że niczego nie trzeba zmieniać.

Jakby na próbę, odrobinę prowokacyjnie, powiedziałem podczas mityngu coś, co stało w rażącej sprzeczności z przekonaniami wielu obecnych. Wydawało się, że nikt tego nie usłyszał, może nie chciał usłyszeć. Nikt nie zadał sobie nawet tyle trudu, żeby się nie zgodzić, zaprezentować swoje – odmienne – doświadczenia i przeżycia. Przyjaciele z AA nadal powtarzali swoje zaklęcia, poprawiające samopoczucie im samym i słuchaczom.

Gdy postrzeganie rzeczywistości wywołuje przykrość, wtedy poświęca się prawdę (Zygmunt Freud).

Każdy człowiek może, w granicach prawa, żyć tak, jak mu się podoba i prezentować dowolne przekonania. Problematyczna może być ta wolność w szkołach oraz w AA, czyli w miejscach, do których ludzie przychodzą, żeby nauczyć się lepiej żyć albo w ogóle przeżyć. Czy naprawdę zawsze zdaję sobie sprawę, że moje wypowiedzi ktoś może potraktować poważnie i próbować na nich budować swoje życie? Czy przekazuję posłanie/rozwiązanie AA, czy może prywatne przekonania swojej sponsorki/sponsora?

poniedziałek, 26 lutego 2024

Błąd za błędem, po błędzie...

 Tradycja Druga w obecnej wersji: Dla naszego grupowego celu istnieje tylko jedna ostateczna władza – miłujący Bóg, tak jak może On wyrażać Siebie w naszym grupowym sumieniu. Nasi liderzy są tylko zaufanymi sługami; oni nie rządzą.




sobota, 24 lutego 2024

Na czym polega ten problem?

Jeśli alkoholik potrafi już uważnie patrzeć/słuchać i wyciągać właściwe wnioski, to okazuje się, że na swoim i cudzym alkoholizmie może się naprawdę sporo nauczyć. Podobnie jak na błędach popełnionych przez siebie i innych. Z czasem można dzięki temu zrozumieć, że rozwiązania różnych kłopotów czy trudności bywają stosunkowo proste, ale pod warunkiem, że we właściwy sposób rozpozna się sam problem. A to często nie jest takie łatwe.

Piłem za dużo, ryzykownie, szkodliwie, destrukcyjnie. Dochodziłem do wniosku (ja lub znajomi alkoholicy), że jest to picie spowodowane koniecznością życia w stale irytującej rodzinie, szykanami szefa, idiotyczną polityką tej lub innej partii, beznadziejnym życiem w małym miasteczku, nudną i ciężką pracą itd. Niektórzy z nas tylko narzekali, ale wielu, po rozpoznaniu problemu, z zapałem zaczynała go rozwiązywać, a więc próbowaliśmy innych związków, innych zawodów, wyjeżdżaliśmy w inne miejsca. Zdarzało się, że te rozwiązania pomagały, ale niestety, tylko na chwilę.
Ten przykład jest zapewne najprostszy, najlepiej znany i rozumiany w naszym środowisku, natomiast nie jedyny z całej gamy przypadków, kiedy to błędnie lub nieprecyzyjnie rozpoznawaliśmy, na czym konkretnie polega nasz problem, a w konsekwencji, podejmowaliśmy nieskuteczne lub mało skuteczne działania w celu jego rozwiązania.

Jeśli jakaś grupa ludzi, na przykład alkoholików, podczas spotkania nie będzie miała drobiazgowo opracowanego regulaminu zachowania się i postępowania, to do czego będą się uczestnicy tego spotkania odwoływać? Kiedyś zadaliśmy sobie takie pytanie i wspólnie odpowiedzieliśmy, że zapewne do podstawowych zasad dobrego wychowania. Dodatkowo zaczynaliśmy rozumieć sens sugestii: bierz odpowiedzialność za siebie na siebie. Wtedy usunęliśmy ze scenariusza mityngu wszelkie zakazy i nakazy. Było to kilkanaście lat temu i dobrze działało, a alkoholicy uczyli się odpowiedzialności za swoje postępowanie, bez przerzucania jej na laminat. I jakoś nikogo nie dziwiło, że to sprawnie działa, bo trzeźwość oznacza też odpowiedzialność.
Czasem, rzadko, zdarzały się niewielkie konflikty, ale od ich sprawnego rozwiązywania mieliśmy przecież prowadzących, którzy potrafili to robić z pogodą ducha i spokojem.

Z upływem lat alkoholicy oduczyli się prosić grupę o powierzenie służby, samowolnie ją sobie brali („biorę służby”). Grupa przestała mieć wpływ na jakość pełnionych służb, ale nadal jeszcze, może siłą rozpędu, wszystko dobrze działało. Aż do czasu, kiedy to na mityngu pojawił się alkoholik z wieloletnią abstynencją, który wielokrotnie zabierał głos, mówi nie na temat, uniemożliwił innym podzielenie się własnym doświadczeniem. Uczestnicy spotkania zerkali zdezorientowani i zaniepokojeni na prowadzącego, ale ten uciekał wzrokiem, czerwienił się i… nijak nie reagował; po prostu wyraźnie się bał podjąć jakieś działanie, coś powiedzieć. Takie zdarzenie, z tym samym trudnym alkoholikiem, miało miejsce kilka razy, więc grupa uznała to za problem i postanowiła go rozwiązać. Tyle że w zadziwiający sposób.

Podczas najbliższego spotkania organizacyjnego sumienie grupy podjęło decyzję o zmianie scenariusza i dołożeniu do niego zakazu mówienia dłużej niż pięć minut. Do mierzenia czasu zakupiono też specjalne urządzenie.
Samozadowolenie z niby to rozwiązania problemu trwało bardzo krótko. Prowadzący, czytając scenariusz, przeczytał też ten zakaz wypowiadania się powyżej pięciu minut, ale ten sam weteran najwyraźniej miał to głęboko w… nosie i tokował po swojemu. I znowu prowadzący, choć już inny, bał się zareagować albo nie wiedział, jak to zrobić i czy w ogóle mu wolno. Po kilku kolejnych wizytach weteran przestał przychodzić; może mu się znudziło. Zakaz w scenariuszu pozostał.

Żeby rozwiązać problem trzeba najpierw na trzeźwo rozpoznać, na czym on naprawdę polega. Bo można wpakować wiele wysiłku w – jak to w AA nazywamy – rąbanie nie tego drzewa. W opisanym przypadku problemem był brak regulaminów, zakazów i nakazów w scenariuszu, czy może zgoda grupy na prowadzenie mityngów przez kogoś, kto sobie z tym nie radzi? Bardzo delikatnie wskazałem na to drugie, ale wtedy usłyszałem, że ci dwaj prowadzący są ludźmi bardzo nieśmiałymi i taka służba im się przyda. Nie jestem pewien, czy kulenie się za stołem prowadzącego jest takie przydatne, ale ważniejsze wydało mi się coś innego. AA zajmuje się rozwiązywaniem problemu alkoholizmu, a nie walką z nieśmiałością. Zwłaszcza, jeśli to leczenie czyjejś nieśmiałości odbywa się kosztem poczucia bezpieczeństwa grupy osób i kosztem merytorycznej jakości mityngu.

A to inny, choć taki sam, przykład.
Alkoholicy od kilkunastu lat byli przyzwyczajeni, że mogą poprosić grupę o pomoc i zaproponować (na to zwracam uwagę – zaproponować) dodatkowy temat mityngu, związany z Programem i jego realizacją albo z praktykowaniem Tradycji. Ot, choćby tak: pracuję właśnie ze sponsorem nad Krokiem Czwartym i zastanawiam się, czy wszystkie wady charakteru są zawsze czymś złym, bo może niektóre są jednocześnie zaletami – pomoglibyście mi i podpowiedzieli, jak wy to widzicie? I właściwie zawsze znajdował się ktoś, kto był gotów pomóc, dzieląc się w tym temacie doświadczeniem, siłą i nadzieją.

Kiedy na mityngach AA zaczęli pojawiać się alkoholicy w procesie terapeutycznym, przynieśli ze sobą wątpliwości i pytania o sprawy, którymi AA się nie zajmuje i takie właśnie terapeutyczne propozycje tematów podawali. Nie ma w tym żadnej ich winy czy złej woli, są w AA krótko, nie wiedzą, nie rozumieją. Zapewne nie obraziliby się, gdyby im spokojnie wytłumaczyć, czym AA się zajmuje, a czym nie, co wymaga pewnej znajomości Tradycji, ale to chyba oczywiste. Przydałaby się też umiejętność i odwaga, by zwrócić uwagę, że uczestnicy spotkania mogą proponować dodatkowe tematy mityngu, ale to nie znaczy, że wszystkie one zostaną automatycznie przyjęte.
To teraz pytanie. Jak sądzicie, grupa zamierza zacząć powierzać służbę prowadzącego alkoholikom, który są w stanie robić to sensownie i dla wspólnego dobra, czy może rozważa zmiany w scenariuszu i wprowadzenie do niego zakazu proponowania dodatkowych tematów?

Jeśli w miejskim parku wieczorami i w nocy zdarzają się napady, rabunki, rozboje i gwałty, to w celu rozwiązania tego problemu, należałoby skierować tam dodatkowe patrole policji i poprawić oświetlenie, czy może (rozwiązanie w duchu AAPL) zakazać wstępu do parku w określonych godzinach?

Coraz częściej zbiorowa mądrość AA wydaje mi się, delikatnie mówiąc, odrobinę problematyczna.

wtorek, 20 lutego 2024

Nie lekceważ ich możliwości

Jakiś czas temu wspominałem, że wysłałem do Konferencji kilka pytań. Powtórzę: DO KONFERENCJI. Nie do Powierników ani Rady Powierników, którzy to ludzie uznali, że będą odpowiadać zamiast Konferencji, ale i cenzurować pytania kierowane nie do nich, ale właśnie do Konferencji.

W jednym z e-maili zadałem trzy pytania. Żeby nie było najmniejszych wątpliwości, co pytaniem jest, a co pytaniem nie jest, wyraźnie je oznaczyłem. Oto i one, a najpierw zrzut ekranu z poczty na dowód, że takie właśnie i tak oznaczone były pytania.






Moje pierwsze pytanie brzmi:
Od kiedy w AA jest funkcja, stanowisko lub służba "delegat narodowy - po służbie"? Czy należy przez to rozumieć, że pojawiła się też służba "prowadzący mityng - po służbie" i inne takie?

Moje drugie pytanie brzmi:
Czy AA w Polsce (w tym Konferencja) uważa, że nie można odebrać służby alkoholikowi, gdy w wyraźny sposób szkodzi Wspólnocie swoimi działaniami (na przykład kłamstwami albo wyłudzaniem pieniędzy), psuje opinię AA, zraża i/lub wykorzystuje nowicjuszy? Czy celem takich działań jest stworzenie w polskiej wersji AA ludzi bezkarnych, których działania wręcz nie wolno ocenić pod żadnym pozorem?

Moje trzecie pytanie brzmi:
Czy zdanie "Działania Konferencji nigdy nie mogą powodować pociągnięcia jej członków do odpowiedzialności karnej..." dotyczy bezkarności, czy może ogranicza zakres spraw, którymi Konferencja się nie zajmuje?


Poinformowali mnie w odpowiedzi, że moje pytania nie zostały przyjęte na podstawie Regulaminu Pracy Służby Krajowej AA w Polsce roz. VI p. 22.10) h).

Podpowiedziano mi, że ów podpunkt "h" brzmi:
Zgłoszone sprawy – napisane obraźliwym językiem, poniżające godność osób, insynuujące przynależność wyznaniową lub polityczną, formułowane oceną i odnoszące się personalnie do osób, nie będą przyjmowane do rozpatrzenia przez Zespół ds. Przygotowania Konferencji Służby Krajowej.

Jeśli rzeczywiście taka jest jego treść, to czy mógłby mi ktoś wskazać, gdzie w moich pytaniach jest obraźliwy język, poniżanie osób, insynuacje wyznaniowe lub personalia jakichkolwiek osób?

Potraktuję to jako zagadkę dla czytelników oraz autentyczną prośbę o pomoc w zrozumieniu powodu odmowy. Ja mam pewien pomysł, ale podam go dopiero wtedy, kiedy nikt nie wymyśli niczego sensownego.


wtorek, 13 lutego 2024

Historia AA kółkiem się toczy

Dawno temu wyczytałem w jakiejś książce, niestety, nie pamiętam już jej tytułu, że kiedy Bill W. odwiedził Europę i zapoznał się z europejską wersją AA, bardzo był zdziwiony, że Anonimowi Alkoholicy w Starym Kraju powtarzają dokładnie te same błędy, jakie popełniali wcześniej w Ameryce. Jakby zupełnie nie potrafili się uczyć na przykładzie doświadczeń starszych kolegów. Przecież podobno dobrze jest trzymać z wygranymi, a więc obserwować i wdrażać sprawdzone już w USA rozwiązania, zamiast wywarzania drzwi przez kogoś już otwartych. Lektura książek „Historia AA w Polsce” oraz moje ponad dwudziestoletnie obserwacje przekonały mnie, że to dzieje się nadal. To, czyli popełnianie błędów naprawionych już znacznie wcześniej w Ameryce, Kanadzie lub Wielkiej Brytanii. Ale zauważyłem coś jeszcze…

Byłem niedawno na mityngu. Pierwszy raz w tym roku. Tak się jakoś złożyło, ale faktem jest też i to, że od czasów epidemii, z różnych powodów zresztą, uczestniczę w spotkaniach AA znacznie rzadziej niż wcześniej. Wybrałem się na grupę, którą znałem jako ultra programową. Jej spotkania były merytorycznie znakomite, dotyczyły rozwiązania problemu alkoholizmu, pracy ze sponsorem i Programu. Coś się chyba jednak zmieniło w ostatnim czasie (2-3 lata?). Właściwie na tym mityngu było prawie tak, jak 20-30 lat temu. Włącznie z pochwałą arogancji i egoizmu, jako zalecanych postaw życiowych i innych terapeutycznych teorii. Świecy i przerwy na papierosa jeszcze nie było, ale…
Słuchając scenariusza i obserwując zbiórkę pieniędzy zorientowałem się, że grupa wróciła albo dynamicznie wraca do starych błędów. Jednak nie takich popełnionych i rozwiązanych pół wieku temu gdzieś tam, w Ameryce, ale takich, które były popełniane i z powodzeniem korygowane kilka-kilkanaście lat temu przez tę właśnie grupę. I nie, nie wszyscy na tym mityngu byli nowi. Alkoholików z mniej niż trzema-czterema latami abstynencji była na pewno większość, ale uczestniczyły w mityngu także te osoby, które same brały kiedyś udział w naprawianiu nieprawidłowości w tejże grupie przed laty.

W WK napisano: W sferze materii ludzkiej umysły skrępowane były przesądami, tradycją i utartymi poglądami. Jednak to chyba nie w tym leżał prawdziwy problem, a na pewno nie tylko. Także nie w tym, że nie potrafimy (większość) uczyć się na cudzych błędach, a bywa, że i na swoich własnych też nie. Czyżby szukanie łatwiejszej, łagodniejszej drogi i dbanie głównie o swoje dobre samopoczucie i święty spokój, na dłuższą metę jednak wygrywało z koniecznością ciągłej duchowej aktywności? Przecież w WK przeczytałem: Obaj zrozumieli, że muszą być ciągle aktywni duchowo – czy to też nie jest już prawda?

Przypomniało mi się z „Myśli nieuczesanych” Leca: Prawda zwycięża czasem, gdy nią przestaje być. Tylko… jakoś nie wydaje mi się to teraz tak zabawne, jak kiedyś.


Niewiele znam osób, które w USA lub innych krajach anglojęzycznych spędziły w tamtejszym AA kilkadziesiąt lat. W sumie trzy. Wszystkie one twierdzą, że w Wielkiej Brytanii i w Ameryce też był kiedyś okres dynamicznego wzrostu, po którym nastąpiła stagnacja. Jeszcze ze dwa-trzy lata temu mój podopieczny twierdził, że polska wersja AA, wydaje mu się znacznie bardziej zaangażowana i zdeterminowana niż angielska.